x

x

czwartek, 17 maja 2012

Ale lipa

Na portalu naszej gminy znalazłam informację, że tuż pod nosem mamy pomnik przyrody, mianowicie lipę drobnolistną. Obwód pnia – 390 cm.

Sto razy ją mijaliśmy, ale nigdy nie uwieczniliśmy na zdjęciach.

Czas nadrobić zaległości.



wtorek, 8 maja 2012

Po godzinach

Na działce zawsze znajdzie się coś do roboty. Jak nie koszenie trawy, podlewanie czy wzmacnianie brzegu, to zajęcia dodatkowe.

Malowanie fresków w domku z narzędziami.


Budowanie budki lęgowej dla ptaków.



PS. Już następnego dnia upatrzyły ją sobie muchówki i sikorki. Widać na rynku leśnych nieruchomości nie dzieje się dobrze, bo od rana dochodziło
do skrzydlatych bójek.

Plener malarski.


Do nietypowych działkowych hobby (patrz grabienie rzeki i mchy) doszły
z nowym sezonem kolejne :

pływanie w rzece, gdy wyleje


tępienie pokrzyw na drugim brzegu Okrzejki. Potrzebne narzędzia: kalosze, spryskiwacz i środek pokrzywowobójczy. Wymagane kwalifikacje: duża dawka uporu graniczącego z szaleństwem i odporność na ludzkie gadanie.


poniedziałek, 7 maja 2012

Atlas przyrody

Aż roi się od ptaków. Karol, jak rasowy podglądacz, ustrzelił aparatem kolejno:

Muchołówkę żałobną (samiczkę i bardziej kolorowego samca)



Sikorkę bogatkę


Ziębę


Jakby tego było mało, na łąkach drogę zaszła nam jaszczurka zwinka.
Atlas podaje, że uwielbia wygrzewać się na słońcu – to by się zgadzało.
I że samce w okresie godowym mają głowę i boki mieniące się na zielono
– więc to facet. No i że jest najbardziej popularną jaszczurką w Polsce
– fakt, z kamieni przed domem wypadła w popłochu druga taka sama.


niedziela, 6 maja 2012

Na letnisku


Na działkach ruch jak w nadmorskim kurorcie: roznegliżowane plażowiczki świecą białymi ciałami nad tamą, dziarscy panowie pomykają na rowerach, spacerowicze krążą po okolicy z pupilami, szefowie kuchni nie rozstają się
z grillami. Się dzieje.

I na to wszystko przychodzi Jędruś. Wyraźnie odnalazł się w nowej sytuacji: pomyka brzegiem rzeki z puszką piwa w ręce i psem u boku. Tak, bo okazuje się, że Jędruś ma psa. I to nie byle jakiego Reksa czy Azorka, ale całkiem przyzwoitego Maksa. Tylko że dotąd trzymał go przywiązanego na łańcuchu,
ale – zdaje relację sąsiadka, która przybiega do nas w ślad za Jędrusiem
– „ubłagałam go, by wreszcie dał mu się trochę wyhasać. I pies odżył,
nareszcie wie, co to las i pola”.

Jędruś puszcza słowa sąsiadki mimo uszu. On wie swoje. – Buda! – krzyczy, gdy rozochocony Maks zaczyna mu się łasić do stóp. Budy w zasięgu wzroku żadnej nie ma, ale pies potulnie kładzie uszy po sobie i w odpowiedniej odległości od pana rozwala się na trawie.

– Mówię panu, co to się porobiło na świecie – zwierza się Karolowi.
– Ja któregoś dnia patrzę, a tam sąsiad ze wsi idzie ze swoim psem na smyczy. Uwierzy pan? – szuka zrozumienia. – Pies to pies, na łańcuchu przy budzie powinien siedzieć – to jego miejsce – wyłuszcza w dwóch słowach własny pogląd na temat ludzko-psich relacji. – To jeszcze nic – włącza się na to tata. – Teraz z psami to się chodzi do dentystów i do fryzjerów. Ba, antybiotyki się daje i leczy na depresję – wymienia miejskie zwyczaje. – Nie może być!
– Jędruś kręci głową z niedowierzaniem i łypie okiem na stół zastawiony piwem.
– Poczęstuje się pan? – pyta tata. – Oj, chętnie panie Marku.

No bo jak tu nie wypić?