x

x

środa, 30 stycznia 2013

Gdzie czas nie płynie

"Wtedy przyszedł Romuś. Właściwie nie przyszedł, lecz bardzo długo stawał się obecny w tej izbie. Ruchy jego były tak leniwe i powolne, że można było analizować do woli ich poszczególne fazy. Każdy niezmiernie ospały
i niedokończony krok podkreślany zostawał okrągłą rotacją biodra.
Kiedy w niewidoczny sposób ukończył swój proces pokonywania przestrzeni
i zatrzymał się przy drzwiach, uniósł niezdecydowanie dłoń do góry, później
ze zniechęceniem pomacał ogromną i senną czuprynę." – czytam w „Senniku współczesnym" Konwickiego. I przed oczami stają mi mieszkańcy Jabłonowca.



Zmierzają do wsi na rowerach, a potem znikają po chałupach jakby wchłonął
ich inny wymiar, inny czas. Czas, którego właściwie nie ma. Bo żeby istniał, musiałby znaleźć się ktoś, kto by go odliczał. A w Jabłonowcu nikt taki nie mieszka. Tutaj mierzy się upływające dni na swój sposób, a właściwie nie mierzy się ich wcale. Tutaj jest się poza wszelkimi miarami. No bo jak zmierzyć coś, co istnieje tylko "tu i teraz", bez żadnych odniesień do „było” i „będzie”, bez początku, środka i końca? Przejście od płotu do płotu trwa wieczność, dojenie krowy jest nieskończone, picie nieprzerwane. Nic nigdy nie zostaje doprowadzone do kropki, nic nawet nie jest na dobre rozpoczęte. Wszystko właśnie się robi, właśnie się dzieje, trwa nieustannie, w zwolnionym tempie. To tak jakby życie mieszkańców wyświetlał jakiś zepsuty rzutnik, który pokazuje na ścianie wciąż i na powrót ten sam slajd. I nie ma co czekać na napisy końcowe.

Jędruś stoi na szczycie schodów i patrzy na rzekę. Lekko kiwa się w przód i tył, tocząc w głowie wielkie myśli: każdą obraca po kilka razy, wygładza, ponownie ogląda. Już odwraca się w Twoim kierunku, spogląda intensywnie w oczy.
Już wydaje się, że zaraz przemówi. Ale nie. Coś go zatrzymuje, wraca do pionu, patrzy na wodę. Chwilami odchyla go w tył, ręce wznosi w geście obrony,
jakby walczył z napierającym na niego niewidzialnym wrogiem. Chciałoby się
go popędzić, rzec jakieś słowo naprowadzające. Ale człowiekowi nieswojo.
Więc milczysz, by nie przerywać toku myślowego. I też spoglądasz na rzekę.
Stoicie tak i patrzycie. A w głowie Jędrusia dojrzewa wielka myśl. Staje się nieomal na Twoich oczach. Widzisz, jak pęcznieje, angażując całe ciało.
Nagle zapada ostateczna decyzja: Jędruś odwraca się do Ciebie, robi krok naprzód, patrzy w oczy, jakby z trudem przypominał sobie, gdzie się znalazł.
– Czy ja mogę prosić o papierosa?

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Tęsknota

Rodzice pojechali zobaczyć, czy działka przetrwała pierwszą połowę zimy. Oczywiście nie omieszkali pochwalić się wnuczką każdemu, kogo spotkali
po drodze. I wieść szybko się rozniosła po całej okolicy. Nie minęła godzina,
zjawił się Jędruś. – Pijany jestem – przyznał bez żenady - ale gratuluję wnuczki
z całego serca! – wypalił od razu na progu. – Człowiek musi mieć dla kogo żyć
– dodał po chwili namysłu. - Ja to jestem nikt: z siostrą kontaktów nie utrzymuję,
z bratem też nam nie po drodze. A człowiek musi przecież mieć dla kogo żyć
– powtórzył dobitnie.
Kiedy odchodził miał wilgotne oczy. I Tacie żal się go zrobiło. A jednocześnie tak ciepło koło serca. A i nas jakaś nostalgia ogarnęła. Za Jędrusiem, za jego "mądrościami". To znak, że została przekroczona magiczna granica,
kiedy działkowicza dopada tęsknota. Zaległości towarzyskie nadrobił,
książek się naczytał, czas wracać na działkę.