x

x

środa, 20 sierpnia 2014

Sąsiedzkie piekiełko

Nowy sąsiad ma zawsze pod górkę.

Zamieszkał trzy działki od nas. Od razu poszliśmy się przywitać, wymieniliśmy poglądy na temat grodzenia się od strony rzeki, zastanowiliśmy,
jak poprowadzić ogród...

Któregoś dnia przechodzimy obok działki bezpośrednio sąsiadującej z jego
i słyszymy zaniepokojone głosy, rozważające możliwe scenariusze:
Ty widziałeś, ktoś wycina drzewa. Ale kto to? Jego działka, że tak się rządzi?
Wymieniliśmy wszystko mówiące spojrzenia. Bo czy nie łatwiej byłoby po prostu zapytać? Zagaić rozmowę, dowiedzieć się grzecznie, kim jest nowy sąsiad,
co robi i dlaczego?

Następnego dnia przychodzi kolega z naprzeciwka. – Ten nowy o wszystko się dopytuje, co on taki ciekawski? – zżyma się. – Kupił ziemię, będzie stawiał dom, chce się nas poradzić, bo mamy doświadczenie – próbujemy tłumaczyć nowego. – I ten jego synek taki jakiś za grzeczny – zastanawia się głośno sąsiad. – No to chyba dobrze, że grzeczny. Wolałbyś, żeby pyskował?
– dziwimy się. Ludzie mają zaskakująco dużo czasu na snucie domysłów.

Problem w tym, że inaczej byłoby... nudno. Polacy uwielbiają plotkować, intrygować, wyciągać wnioski z nikłych przesłanek. Więc jak jest okazja trochę napsuć krwi, zrobić złośliwą aluzję, zszargać opinię, nastawić wszystkich przeciwko, to w to nam graj. Przynajmniej coś się dzieje.

Za chwilę oczywiście będziemy pić razem wódkę – bo popadanie w ekstrema,
od nienawiści po wielką miłość, to kolejna nasza cecha narodowa.
Tylko czy nie lepiej od razu się na nią umówić?