x

x

środa, 21 października 2015

Koniec sezonu

Chciałoby się zaśpiewać jak w piosence: 
"Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik i 
ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal 
Nie żałuję letnich dzionków, róż, poziomek i skowronków 
Lecz jednego, jedynego jest mi żal"... 
W Kabarecie Starszych Panów żal oczywiście pomidorów. A nam żal działki. Tam smutek ogarnia człowieka na myśl o czerwonej pachnącej skórce, której nie skosztuje przez "długie, złe miesiące". Tutaj ściska coś w żołądku na myśl o ciepłych wieczorach na tarasie, porannej rosie, zapachu igliwia i ptakach, których długo nie usłyszymy.
Eh, będzie nam się ta zima przykrzyła....



Ostatnie spojrzenie na łąki.

Ostatni spacer w deszczu.

Ostatnie sielskie obrazki.



Ostatnia powódź.

Ostatni widok na stary most w Woli Życkiej (a właściwie to, co z niego zostało).

Ostatnia kania...

...i my na łące, bo dostaliśmy cynk, że tutaj kani rośnie najwięcej.


środa, 16 września 2015

Mchowa indoktrynacja

Ach, ci dziadkowie... Czego to nie zrobią, by uatrakcyjnić wnuczce pobyt na działce. A jednocześnie - zrealizować to, do czego nie udało się przekonać własnego dziecka.

Mama, spec od mchu, nie widząc we mnie godnego naśladowcy i kontynuatora jej dzieła, postanowiła przelać swoje nadzieje na wnuczkę i rozpoczęła zieloną edukację. A jak najlepiej uczyć? Oczywiście poprzez zabawę. Czego dowodem ten oto "mchowy" miś. Lub - jak woli Anula - "misio z mechu".




niedziela, 13 września 2015

Z poziomu wody


Ostatni raz spływałam Okrzejką... na materacu. Gdy byłam mała. Trasa prowadziła z naszego pomostu do mostu przy Jabłonowcu, przy tym w wielu miejscach trzeba było zsiadać i brodzić po kostki w wodzie. Teraz postanowiłam iść w ślady Taty i Karola, którzy niedawno pływali po rzece kajakiem.
Start: przy tamie. Najpierw w górę Okrzejki, aż do Woli Życkiej, a potem z nurtem rzeki.

Miejscami było szeroko, aż dziw, że to ta sama Okrzejka. Zwykle dość płytko. Ale przeważnie, oprócz kilku rozległych fragmentów na wysokości stawów, bardzo dziko: zwalone pnie drzew, splątane gałęzie, wysokie i gęste trzciny, do tego mnóstwo większego i mniejszego robactwa.

I taka refleksja, która pojawia się też w czasie wylewów, a która teraz, gdy patrzyłam na świat z poziomu wody, uderzyła mnie jeszcze bardziej: zbyt często bagatelizujemy naszą rzeczkę, zapominając, że natura - pod każdą postacią i niezależnie od rozmiarów - potrafi zaskoczyć.






poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Na pocieszenie

...fotki z ostatniego weekendu wakacji. I zawsze ta sama refleksja: sezon jest zdecydowanie za krótki. Jeszcze tylko półtora miesiąca i trzeba będzie zwijać manatki. Pytanie, czy gdybyśmy mogli przyjeżdżać tutaj przez cały rok, sentyment do działki byłby taki sam?










czwartek, 27 sierpnia 2015

Wiejskie obrazki

"Nie odziedziczyliśmy Ziemi po naszych przodkach. Pożyczyliśmy ją tylko od naszych dzieci" - ten znany cytat może dotyczyć nie tylko ekologii. Również takich miejsc, jak te. Chyba warto, by przetrwały...









niedziela, 23 sierpnia 2015

Krótka historia o buraku

Jeśli nie można po dobroci, delikatną perswazją, to nie pozostaje nic innego, jak obrazić. Nie za bardzo wierzę, by winowajca wziął sobie te słowa do serca, ale plus dla autora za inwencję, ironię i to,
że w ogóle mu się chciało.


A tak na poważnie - chyba przyłączymy się do akcji zorganizowanej przez Fundację Nasza Ziemia
i zostaniemy ekozwiadowcami. Na stronie www.sprzatanieswiata-polska.pl można pobrać aplikację "rEKOnesans" - instalujemy ją w telefonie i ruszamy na wycieczkę, zaznaczając na mapie wszystkie brudne miejsca w okolicy: dzikie wysypiska śmieci (a tych niestety w naszym lasie jest bardzo dużo), zaśmiecone pobocza, brak kontenerów. Zebrane w ten sposób dane fundacja co dwa tygodnie wysyła do gminy. Pytanie, czy gmina coś z tymi informacjami zrobi...




wtorek, 18 sierpnia 2015

Lepiej się zagubić

Taką refleksją podzielił się Karol po półrocznych rowerowych wypadach w okolicę. Kiedy ruszał po raz pierwszy w tym sezonie, miał dwa stare kółka i skąpy plan: kierować się na azymut. Dzisiaj, zaopatrzony w profesjonalny sprzęt, wytycza trasy na mapie, jeździ z komórką (która pokazuje mu, gdzie się obecnie znajduje oraz liczy, ile spalił kalorii), a po wycieczce opisuje swoje dokonania na endomondo.com. I co?
I nic. Zero emocji. To już nie to samo co kiedyś, gdy gubił się wśród leśnych dróg,nie wiedząc, gdzie wyjedzie. Gdy w każdej wycieczce było coś z pasjonującej przygody odkrywcy. I tylko przypadkiem odnaleziona kapliczka, ambona czy stara studnia świadczyła, że gdzieś niedaleko musi być wieś.
Lecz gdzie? Więc znów ruszało się na chybił trafił, często w przeciwnym kierunku niż się chciało,
żeby po pewnym czasie wrócić w to samo miejsce. I nawet jeśli potem okazywało się, że to raptem
pięć minut drogi od działki, przez chwilę było się na końcu świata, przez chwilę kotłowało się
w głowie: "Jak stąd do czorta wyjechać?", przez chwilę ściskało w żołądku, że: "A może jednak się zgubiłem?". Teraz kusi komórka. Karol spogląda na GPS'a i... czar pryska.

Początek sezonu na starym Giant'cie. Łacha piasku na Wiśle, na wysokości Paprotni.

Okolice Woli Życkiej.

Jedna z wielu polnych dróg. W tle wieże kościoła w Korytnicy.

Między Jabłonowcem a Kobusami.

Pola pod Korytnicą.

Stawy pod Maciejowicami, okolice Bagien Orońskich.


Okrzejka.

Połowa sierpnia, nowy zakup przy snopku w Stasinie.

wtorek, 21 lipca 2015

Tacy sami

Podoba mi się ostatnia reklama Leroy Merlin - o bohaterach w swoim domu.
Młode małżeństwo wyjeżdża co weekend na wieś, eleganckie pantofle zamienia na trapery, laptopy na siekierę i buduje siedlisko. Podoba mi się, bo opowiada o ludziach takich jak my. Myślałam, że jesteśmy lifestylowymi dinozaurami, że teraz to tylko Zbawiks, targi śniadaniowe i lansik na miejskich rowerach się liczą. A tymczasem proszę, reklama. Czyli ktoś jeszcze, tak jak my, zamiast do modnej knajpki rzuca się w wir prac ziemno-rzeczno-budowlanych; ktoś jeszcze, tak jak my, wysłuchuje uwag zdziwionych sąsiadów: "Na weekend przyjechali, a zamiast odpoczywać, pracują od rana do wieczora"; ktoś jeszcze siada wieczorem na progu/ pomoście/ ławce i patrzy na zachodzące słońce - zmachany do kresu wytrzymałości, ale szczęśliwy. 
Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy sami.



niedziela, 19 lipca 2015

Rzeka my love




Sezon urlopowy sprzyja refleksjom na temat tego, co by się chciało zmienić w swoim życiu i... na działce. 

Sąsiad zadumał się pod płotem: - Tak, dobrze się gdzieś ruszyć, żeby po powrocie stwierdzić, że tutaj jest najlepiej. 

A my? Miejmy odwagę się przyznać: zdrajcy! Pojechali na Mazury, napatrzyli się na wypasione siedliska i w głowach się poprzewracało. Wróciliśmy z wakacji i zaczęliśmy wybrzydzać. Że więcej słońca by się przydało. Że ciasno. Że pod kuchennym oknem nie kwitną malwy. Że okiennice ładniejsze byłyby zielone. A w ogóle to nie ma werandy i jakiś ten domek mizerny. Eh, wziąłby tak człowiek i coś pobudował od nowa. O, w Kruszynie jest piękna ziemia, leży odłogiem, pod lasem, sad można by założyć. W Podebłociu też ładny zakątek, chata mazowiecka na pewno by się zmieściła. W Strychu działka ze starym kasztanem - oczami wyobraźni już widzimy dębową ławę i moskitierę romantycznie przewieszoną przez gałęzie.

Tylko... Tylko jakby czegoś brakuje... Jakby za cicho. Za monotonnie w krajobrazie. Nie ma wierzb podgryzanych co sezon przez bobry. Nie ma irysów ani kaczeńców. Nie słychać szmeru wody między drzewami. Cóż, po prostu nie ma rzeki.

Zadumaliśmy się z sąsiadem: - Tak, dobrze się gdzieś ruszyć...