x

x

niedziela, 15 lutego 2015

Zacząć od podstaw

Babcia znała to od podszewki. Mama coś tam kojarzy. Ja – wstyd powiedzieć – nie mam o wsi bladego pojęcia. W czym utwierdziłam się po przeczytaniu wydanej niedawno "Anatomii farmy" Julii Rothman.
To – żeby nie było wątpliwości – książka dla najmłodszych. Ale jak widać dorosłe mieszczuchy też znajdą tam dla siebie wiele cennych informacji: bo kto wie, jak zaorać pole, ostrzyc owcę czy zbudować solidne drzwi do stodoły? Jak rozpoznać zwierzę po śladach albo pogodę po chmurach? Którą część wieprzowiny wybrać na obiad i jak sprawdzić, czy jajko jest świeże?

Przeraziło mnie, jak bardzo uboga jestem w tę skądinąd podstawową wiedzę. Szkoda, że wciągnięci przez korporacyjne trybyki, uwiedzeni przez supermarkety, zaspokajani fast foodami gdzieś zgubiliśmy. Że w codziennej miejskiej pogoni za no właśnie, za czym? wolimy ślepo uwierzyć prognozie pogody zamiast po prostu spojrzeć w niebo. 

Ja już nadrobiłam teorię. W nowy sezon wejdę bardziej świadoma tego, co mnie otacza. I dziękuję losowi, że obdarzył nas działką. Przynajmniej raz w tygodniu możemy przypomnieć sobie, że istnieje jeszcze inny świat oprócz bezmyślnego miejskiego copy-paste.
















środa, 11 lutego 2015

O czym marzą poeci



Zostało osiem tygodni. Im bliżej sezonu, tym większa tęsknota: za leniwie płynącymi popołudniami;
za rozmowami przy płocie, gdzie mówi się to, co się myśli; za "tak", które znaczy tak i za "nie",
które znaczy nie – po prostu; no co tu dużo mówić – za tą wiejską Arkadią, prostolinijną i nienapuszoną, o której nieprzerwanie od tysiącleci śpiewają poeci.

Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy
bo tutaj wiedzą kiedy kury karmić
jak krowę doić żeby nie kopnęła
jak starannie ustawić drabinkę do siana
jak odróżnić liść klonu od liścia jaworu
tak podobne do siebie lecz różne od spodu
a liści nie zrozumiesz ani nie odmienisz

tu wiedzą że konie stają głowami do środka
że kos boi się bardziej w ogrodzie niż w lesie
że skowronek spłoszony raz jeszcze zaśpiewa
kukułka tutaj żywa a nie nakręcona
pszczoła wciąż się uwija raz w prawo raz w lewo
a mirt rozkwita tylko w zimnym oknie
ptaki też nie od razu wszystkie zasypiają
zresztą mogą się czasem serdecznie pomylić
jak ktoś kto bije żonę by zranić teściową
i wiadomo że sosny niebieskozielone
a dziurawiec to żółte świętojańskie ziele

Tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy
tylko dla filozofów garbaty i krzywy.

Jan Twardowski, "Na wsi"











wtorek, 3 lutego 2015

Życie na sezon

Kadr z serialu "Ranczo"

O miejsko-wiejskich relacjach można by pisać tomy. Na początku to denerwuje. Potem robi się z tego anegdotę. A na koniec przychodzi smutna refleksja.  

Mój ostatni wpis to właśnie taka dykteryjka bez happy endu. A problem leży po obu stronach.

Socjologowie już dawno zauważyli, że inwazja działkowiczów nic dobrego dla wsi nie przynosi. Co prawda, razem z miastowymi pojawiają się pieniądze i praca – niby dobrze, bo dochodzi do wymiany usług. Ale okazuje się, że to wymiana pozorna i tymczasowa. Działkowicze przyjeżdżają i odjeżdżają. Konsumują, lecz nie tworzą. Za to skutecznie uzależniają od siebie miejscowych. Na wsi zanika lokalny biznes, nierzadko rola leży odłogiem – bo przecież miastowi i tak dadzą zarobić. A ci, owszem, dają, ale tylko w sezonie. Gdy się skończy, nie proponują żadnej alternatywy. Tubylcy zostają sami. Niektórzy, obserwując przyjezdnych, starają się naśladować ich styl życia, stają się bardziej przedsiębiorczy. Większość, uzależniona od wakacyjnych bonusów, nie wyciąga wniosków wcale.

W Stanach, Kanadzie i Wielkiej Brytanii powstają specjalne programy, których celem jest integracja obu społeczności: do lokalnych samorządów wprowadza się właścicieli letniskowych domów, stawia się na współpracę, rozwój miejscowych przedsiębiorstw i tworzenie nowych wspólnot. Przyjezdni identyfikują się z nowymi sąsiadami, zakładają stowarzyszenia promujące styl życia i kulturę, którą zastali. Są otwarci na małe społeczności, a te stają się bardziej ufne, widząc dla siebie nowe możliwości.

Tylko jakoś w Polsce nam to nie wychodzi. Przepaść między działkowiczami a miejscowymi stale rośnie. Jędruś, zachodząc do nas, powtarza często: "U Was to jak w raju". Tylko czy ten raj jest dla wszystkich?