x

x

niedziela, 29 maja 2016

Działka modna

Plażowanie nad rzeką, rowerowe wycieczki z przyczepką, sąsiadki uprawiające jogging, wspólne wieczory przy ognisku - ostatnimi czasy na działkach czujemy się jak na prawdziwie ekskluzywnym letnisku. 

Jeszcze nie tak dawno jeśli kogoś widziało się na rowerze, to najwyżej mieszkańców wsi zmierzających do sklepu. A działkowicze, owszem, biegali, ale tylko po swoich działkach i niekoniecznie w celach zdrowotnych. Zaszyci w lesie, rzadko schodzili nad rzekę, a nas - śpiewających "Płonie ognisko i szumią knieje" - traktowali jak niegroźnych ekscentryków. Na szczęście świat się zmienia... 

Zestaw obowiązkowy na stanowisku: parasol, mini pomocnik na napoje i przekąski, mata piknikowa, moskitiera, koszyk. Oraz iście południowe niebo.   
We wsi poruta. - Ale riksza! - zawołał znajomy.
Na łąkach i w ogrodach zobaczyć można wszystkie kolory tęczy. Z soczystą zielenią i lazurowym niebem
azalia stworzyła niezapomniane trio.

poniedziałek, 16 maja 2016

Tak blisko

To raptem 100 kilometrów za miastem, a czasem czujemy się jak na odludziu rodem z Kanady czy Alaski. Wszystko za sprawą zwierzyny. Nie ma weekendu, by nie spotkać sarny, lisa, zająca. W dzień nad polami krążą bieliki, pod wieczór wśród mgieł ścielących się nad rzeką można wypatrzyć czaple. Dzięcioł - jak na wyciągnięcie ręki - wspina się pod drzewie, świergotek tuż obok leżaka dziobie ziemię. I tylko bobry ukrywają się w chaszczach nad wodą. Ale że są, to wiemy po obgryzionej korze i zwalonych pniach drzew. Dobrze wiedzieć, że miasta nie zagarnęły jeszcze całego świata.

fot. pixaby.com

Błotniak stawowy, fot. Bogumił Kozłowski

Dzięciołek, fot. Bogumił Kozłowski

Podlotek tracza nurogęsi, fot. Bogumił Kozłowski

Szczygieł, fot. Bogumił Kozłowski
Tutaj szalały bobry. Że też chciało im się wdrapywać na skarpę po kilka cienkich sosenek... fot. Karol Strugała
PS. Wiedziałam, że w czasie okupacji Krzysztof Kamil Baczyński, zajmując się dorywczą pracą, malował szyldy. Ale dopiero niedawno odkryłam jego uroczy obrazek przedstawiający jelonka. Poeta namalował go na niepozornej, mniejszej od kartki pocztowej akwareli. Zwierzątko stoi na śniegu i wznosi głowę ku niebu. Na odwrocie jest zapisana data "AD. 1942", sygnatura "KKB" oraz słowo "Melibee".

fot. blog.polona.pl

niedziela, 8 maja 2016

Zaniedbane piękno

Ile razy idę na spacer nad stawy czy w kierunku starego ośrodka wypoczynkowego, tyle razy wracam rozżalona. Okolica jest przepiękna, ale jej potencjał w ogóle niewykorzystany. Ba, wręcz przeciwnie: zaniedbana, zapomniana, z roku na rok traci swoje walory.

Robiąc zdjęcia, trzeba się nieźle nagimnastykować, by nie złapać w kadrze puszek walających się
w trawie, betonowych płyt przypiętych grubymi łańcuchami do śluzy (nie wiadomo po co i na co),
dziwnych metalowych konstrukcji wystających z brzegu.

Marzy mi się, by przejść po równiutko skoszonej, czystej grobli, schronić się na tamie pod krytym mostem
(takim jak ten w filmie "Co się wydarzyło w Madison County"), posłuchać szmeru obracającego się
koła w odbudowanym młynie, wypić dobrą kawę w kawiarni wyrychtowanego ośrodka.

Tymczasem, jeśli nie możemy mieć luksusów, przynajmniej nie szpećmy tego minimum co mamy.
To naprawdę nie jest kwestia pieniędzy, ale poczucia estetyki. Czy dwa kolorowe kajaki na malowniczym stawie w środku lasu trzeba cumować do zardzewiałego prętu? Nie można wbić drewnianego kołka znalezionego w lesie? Mniej roboty, więcej piękna! Czy naprawdę tak niezbędne są betonowe płyty przy tamie, pamiętające czasy Gierka? Gdyby je usunąć, od razu zrobiłby się porządek, a toporna budowla nabrałaby lekkości. I tak dalej, i tak dalej.

Na razie udaje mi się na zdjęciach uniknąć kompromitacji (bez photoshopa). Ale jak długo?