x

x

niedziela, 28 sierpnia 2016

Dąb na schwał?



Są wydarzenia duże i małe. Takie, którymi żyje cały świat, i takie, które jak tornado wkraczają w uśpioną egzystencję małej mazowieckiej wsi.

Wiekowy dąb był przez lata jak latarnia morska wskazująca drogę do domu. Stał samotnie pośród bezkresnych pól. Wizytówka okolicy. Jej znak rozpoznawczy.
Kilka lat temu wybraliśmy się całą rodziną, by go zmierzyć i ocenić, ile ma lat. Z pobieżnych rachunków wyszło nam, że powinien pamiętać Powstanie Styczniowe.
Tydzień temu zauważyliśmy, że jego pień jest pęknięty. Zrobiliśmy mu zdjęcia w obawie, że może nie przetrwać zimy. No chyba że gmina na czas go zaplombuje. Gmina nie zdążyła. Dąb nie przetrwał nawet lata.
W niedzielę Karol wrócił z rowerowej wyprawy i ze smutkiem oświadczył, że dąb padł. Rzuciliśmy się wszyscy na górkę.



Od drzewa odłupała się połowa pnia i wryła metr w ziemię. Środek pnia jest całkowicie spróchniały, lada chwila może się zawalić cały dąb.

- Było drzewo, nie ma drzewa. Ot, życie - zamyślił się jakiś pan na rowerze.
- Przecież nie było żadnej wichury ani ulewy - nie mogła się nadziwić sąsiadka. - Dobrze, że nikt akurat pod nim nie przechodził, jeszcze by przygniótł.
- A ja tam często krowy wyprowadzam, ale dziś gdzie indziej je pognałem - wtrącił się ktoś trzeci.

Cały dzień kursowali pod dąb mieszkańcy najbliższej wsi i działkowicze. Ruch był nie mniejszy od tego porannego, gdy cała okolica zmierzała na mszę do kościoła.
- Pewnie w nocy upadł.
- Nie, jak rano jechałem, to jeszcze stał. Musiał jakoś później się zawalić - domyślał się człowiek od krów.

Wieś ożyła. Nagle znalazł się wspólny temat do rozmów, który rozpalił umysły i podsycił wyobraźnię. Pojawił się pretekst do wymiany plotek: czyja to działka, ile za nią dano, jak właściciel zamierza ratować resztę drzewa.
- Opału to mu nie zabraknie - rzekł ktoś przytomnie.
- Daj pan spokój, wcale nie tak łatwo to pociąć, harówa nie z tej ziemi - ocenił inny.

I jak zwykle w takich sytuacjach wszyscy mieli setki pomysłów, dobrych rad, wskazówek, długo dyskutowali i przekonywali się nawzajem, ale koniec końców rozeszli się do domów, zwiesiwszy posępnie głowy. Nikt nie zaoferował się, że pójdzie do właściciela porozmawiać o losie dębu. Nikt pewnie nie zadzwoni w poniedziałek do gminy, by interweniowała (inna sprawa, że trudno się do niej dodzwonić). Dąb musi sobie radzić sam.

A może tak właśnie musi być... - Coś się kończy, coś się zaczyna - westchnął na odchodne jeden z działkowiczów.

Ale my i tak do gminy zadzwonimy.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Grzybobranie - pierwsze zbiory

Potencjał jest: sprzętu nie zabraknie, lasy dookoła nieprzebrane...

Pierwsze wrażenie - całkiem niezłe. Same prawdziwki i podgrzybki. 

Wyniki mizerne - większość grzybów okazała się robaczywa.  Czy w tym roku uzbieramy choć garść na świąteczny bigos?