x

x

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Odzyskane (I)


Zanim wejdzie ekipa, trzeba przejrzeć rzeczy, które czają się na strychu, w oborze i ziemiance.
Każdy stary dom ma swoje tajemnice i skarby. O plotkach krążących na temat byłych właścicieli będzie potem (gdy zbierzemy wystarczający materiał, którym chętnie dzielą się nowi sąsiedzi).
Dziś pierwsze ze znalezisk - stara kłódka strzegąca wstępu do chałupy. Zardzewiała i nie używana dobrych kilka lat nie od razu puściła nas za próg. Teraz już się takich nie produkuje, więc skrzętnie
zachowamy ją na pamiątkę.

środa, 16 sierpnia 2017

Jak kupić ziemię


Łatwe to nie jest. Bo albo ktoś wcale nie chce jej sprzedać (“Panie, toż to ojcowizna!”) albo - jeśli już się zgodzi - na drodze kupna staje prawo.
Chyba mamy szczęście albo po prostu było nam to pisane, że wymarzoną ziemię jakimś cudem jednak zdobyliśmy. Wszystko dzięki ustawie z 14 kwietnia 2016 roku o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw.
Ale od początku.
Niestety tak się jakoś w naszym kraju porobiło, że jeśli nie jesteś rolnikiem, to ziemi rolnej nie kupisz - tak przewidywała ustawa z dnia 15 sierpnia 2015 roku. A działka, którą sobie upatrzyliśmy, jak na złość okazała się ziemią rolną. No to przechlapane - pomyśleliśmy.
Na szczęście rok po feralnej ustawie weszła w życie poprawka, dająca szansę takim mieszczuchom jak my. Zaczęliśmy kartkować paragrafy.
Według nowej ustawy nie rolnik może kupić ziemię rolną pod warunkiem, że zajmuje ona nie więcej niż 50 arów i że znajdują się na niej zabudowania gospodarcze. Cieszyliśmy się, jak dzieci, bo “nasza” ziemia miała arów 37, a do tego stał na niej dom, obora i stodoła. A więc jesteśmy w domu! Negocjacje zakończone, dokumenty zebrane… a tu nagle zgrzyt i kolejny przyczajony kruczek.
Bo żeby kupić ziemię rolną, oprócz tego co powyżej, trzeba jeszcze udowodnić, że w momencie, gdy ustawa z dnia 14 kwietnia 2016 roku wchodziła w życie, ziemia owa była nieużytkowana od trzech lat. Oblał nas zimny pot, nogi się ugięły i zaczęliśmy szybko liczyć. I znowu fart, bo gospodarstwo od dawna stało puste, a właściciele mieszkają w Warszawie i rolnictwem w Podebłociu się nie parali.
Uff… Powietrze wyszło z nas jak z balonika. We wrześniu ruszamy z remontem.