x

x

wtorek, 27 lutego 2018

Mały architekt

Nową działką żyjemy nie tylko my. Również Anulczak. Poniżej jeden z jej pierwszych projektów pokoiku w budowanym właśnie domu.



Kto wie, może się zainspirujemy? W historii znane były już takie przypadki. Paul Klee często odwoływał się do dziecięcej kreatywności, w której widział ideał twórczości. A urządzanie wnętrz to przecież rodzaj sztuki. Kiedy w 1902 roku szwajcarski malarz przez przypadek natknął się na swoje rysunki z dzieciństwa (szkicowane, gdy miał od 3 do 10 lat), uznał je za najbardziej znaczące w całej karierze. W 1911 roku osiemnaście spośród nich włączył do katalogu swoich obrazów, nadając
im w ten sposób rangę dzieł sztuki. Jednym z rysunków był szkic kobiety trzymającej parasolkę.

Fot. fpiec.pl

Paul Klee podobno czasem kopiował w swoich pracach fragmenty obrazków rysowanych przez syna. Skoro jemu wypadało, to my chyba też możemy skorzystać z pomocy córki. Anulek z pewnością się nie obrazi, zwłaszcza gdy w grę będzie wchodziło meblowanie jej pokoju.

środa, 21 lutego 2018

Co lubię

Nigdy tak jak zimą nie brakuje mi wiejskich obrazków, codziennych działkowych rytuałów,
zapachów lasu i łąk. Z nostalgią wspominam weekendy minionego roku i wszystkie drobne chwile,
za które kochamy naszą działkę. Co lubię najbardziej?

* Lubię rano usiąść na ławce przed domem rodziców, w szlafroku, z kubkiem kawy w dłoni,
i zapatrzyć się w rzekę.


* Lubię z kijkami wędrować po łąkach, gdy oprócz mnie nie ma tam żywego ducha.


* Lubię, gdy zaprzyjaźnione gospodynie ze wsi ofiarowują jaja albo warzywa wyhodowane
w przydomowych ogrodach, ciepłe od ziemi i słońca. Lubię potem zamartwiać się, co ja zrobię
z taką wielką cukinią!



* Lubię spacery do lasu, gdy obserwując poczynania chrząszcza zapomina się o bożym świecie.


* Lubię, gdy nadciąga burza i podświetlone chmury, które obserwujemy z górki, zdają się przytłaczać nas swoim ciężarem.


* Lubię o zmierzchu pojechać na rowerze do wsi po mleko. Patrzeć, jak ociężałe krowy wracają z łąk, a nad polami zapada zmierzch. Słyszeć ujadanie psów po gospodarstwach.



* Lubię słyszeć w oddali odgłos przejeżdżającego pociągu. Kolej zawsze kojarzy mi się z wakacjami.


* Lubię siedzieć na tarasie, gdy za plecami rozciąga się nieprzenikniona ciemność. I lubię nastrój, jaki tworzy przyćmione światełko lampki nocnej przy łóżku.

fot. pixaby.com
* Lubie, gdy zaczyna kwitnąć mimoza. To taka radość pomieszana z nostalgią - bo znak, że zaczyna się jesień.


* Lubię wrześniowe planowanie, jakie prace czekają nas na działce za rok.


A Wy co lubicie najbardziej w życiu poza miastem?


środa, 14 lutego 2018

Zwiastun

Zakwita najwcześniej ze wszystkich drzew i krzewów. Zanim jeszcze wypuści liście - dowód poniżej. Charakterystyczne kotki zwiastują botaniczne przedwiośnie, a to miód na serce działkowych zapaleńców. Ponieważ leszczyna jest niezwykle plenna, w wierzeniach ludowych kojarzono ją
z płodnością, wiosennym początkiem nowego cyklu wegetacyjnego. Chroniła też przed złem.
W Wielką Sobotę palono jej gałązki, a popiół wynoszono na strych, by nie imał się go żaden piorun.

Z piorunami i leszczyną związana jest zresztą pewna legenda. Uciekająca przed Herodem święta rodzina schowała się pod osiką, ale ta odmówiła jej schronienia w obawie, że król ją zetnie. Józef
i Matka Boska wraz z Jezuskiem pobiegli więc pod leszczynę. Ta chętnie ich przyjęła i otuliła swoimi gałązkami. Osikę spotkała kara - od tamtej pory jej liście nieprzerwanie drżą, jakby trzęsły się ze strachu. Leszczynę zaś nagroda - podobno nigdy nie biją w nią pioruny.
Ale na wszelki wypadek nie sprawdzajmy.



fot. pixaby.com

środa, 7 lutego 2018

Odzyskane III

Ze stodoły udało się uratować jeszcze dwa chomąta.


Myśleliśmy, żeby powiesić je na ścianie obory, która będzie pełniła rolę warsztatu, pracowni,
schowka na narzędzia. Ale... Jak by dobrze pokombinować można by z nich zrobić takie cudo:

fot. Pinterest

poniedziałek, 5 lutego 2018

Kute piękno

Szczegół, a jak dużo może. Zwykła ściana nabiera charakteru, prosta komoda - śladów patyny.
Kuty wieszak, gałka czy uchwyt na papier idealnie nadają się do wnętrz rustykalnych, nadając im surowego kolorytu.

Choć dom meblować będziemy dopiero późną wiosną, nie mogłam powstrzymać się od małego zakupu - wieszaka w kształcie czapli. Już wyobrażam sobie zarzuconą na niego parkę i słomkowy kapelusz.



Czuję jednak, że nie będzie to jedyny kuty element w domu. Myślałam już o tym, by skromnym szafkom z IKEA podarować gałki z ozdobnym szyldem i chociaż w ten sposób dodać im trochę lat.


fot. IKEA



A może dołożymy jeszcze coś kutego do łazienki? Ta poniżej to jeden z moich rustykalnych ideałów.


fot. Pinterest


Źródło fot. (wieszak, gałka, uchwyt): rustykalneuchwyty.pl

piątek, 2 lutego 2018

Przestój

Kiedy we wrześniu padło hasło, że ruszamy z remontem, miałam pewne wątpliwości co do powodzenia całego przedsięwzięcia o tej porze roku. Przecież zaraz zrobi się zimno - to tak można? Bez uszczerbku dla budowy?
Okazuje się, że jak najbardziej. Nawet późną jesienią i wtedy, gdy temperatura oscyluje wokół zera, można wykonać wiele prac: zaczynając od demolki (to chętnie o każdej porze roku), przez stawianie ścian działowych, po nakładanie tynków i budowę dachu (sztywne poszycie z desek i papy w stu procentach pozwoli przeczekać do wiosny, gdy zdecydujemy się na pokrycie docelowe, np. gont bitumiczny). Nic nie stoi też na przeszkodzie, by zająć się hydrauliką i elektryką.


Ale nawet dobrze zorganizowanej ekipie zdarzają się momenty, gdy chcąc nie chcąc robota staje.
Bo tynki i wylewka muszą przecież kiedyś wyschnąć, a nie uda im się tego dokonać, gdy na dworze plucha. Można co prawda dom dogrzewać, ale bez odpowiedniej temperatury na zewnątrz sukces będzie połowiczny. Nawet przy najnowocześnieszych technologiach XXI wieku pewne rzeczy muszą po prostu trwać. I nic tego nie przyspieszy.


Więc czekamy. Ale gdy człowiek czeka zbyt długo, to się niecierpliwi: coraz wyraźniej rysuje się efekt końcowy, już by się chciało zamawiać kuchnię, kupować pierwsze meble, a tu mówią, że "dopiero
na wiosnę" i dodają: "jak dobrze pójdzie". Więc po miesiącach wytężonych poszukiwań, trudnych zagwozdek budowlanych, które trzeba było rozwiązać i niełatwych decyzji, które trzeba było podjąć, człowieka ogarnia pustka, a potem wyrzuty sumienia, że nic nie robi, by prace szły naprzód
(choć przecież w żaden sposób nie może tego uczynić).

I zaczyna się wspominanie. Już kilka razy złapałam się na tym, że próbuję przywołać w pamięci tamte chwile: gdy Karol po raz pierwszy zawiózł nas do Podebłocia; gdy wracając z Zamczyska
po raz pierwszy z daleka zobaczyłam przysadzisty ceglasty dom i, nie wypowiadając do końca myśli, poczułam, że to mogłoby być to; gdy wreszcie odważyliśmy się pomyśleć o nim głośno
i przedsięwziąć kroki do jego zdobycia.

Początkowo to się wydawał  "okropny pomysł"(że zacytuję bohaterkę filmu "Pod słońcem Toskanii", który notabene obejrzałam niedawno po raz setny). Okropny - w sensie niemożliwy do zrealizowania. Dom wcale nie był na sprzedaż, a po wcześniejszych niepowodzeniach do każdej nowo znalezionej działki podchodziliśmy z dużym dystansem. Ale jak widać "okropne pomysły czasem są najlepsze"
i oto jesteśmy.

Tylko kiedy znowu ruszą prace???




Źródło fot.: pixaby.com