x

x

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Wielkanocne migawki

W tym roku pierwszy dzień Świąt uczciliśmy w Podebłociu, a drugi w Życzynie u rodziców.
Zjechała cała rodzina, a pogoda dopisała jak nigdy.

Kwitnąca śliwa rośnie naprzeciwko ganku. Ania lubi się wspinać na jej nisko zawieszone gałęzie.

Jabłoń na łące u sąsiada.

Urocze kwiaty jabłoni na znajomej górce u rodziców.


Bratki jako dekoracja stołu i okna.
Goździki w maciupkich wazonikach nie zajęły dużo miejsca, a ładnie okrasiły stół.
"Leśny mech" to dzieło bratowej Karola. A jak smakował! Aby stworzyć zielone muffiny,
Diana dodała do ciasta liście szpinaku.  
Czeremchę wypatrzył tata na spacerze w wąwozie.

Tulipany - pierwsze kwiaty z naszego ogrodu.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Projekt taty

Dobrze jest mieć w rodzinie ogrodników - zanim zdążysz się zorientować, co gdzie masz na kupionych arach, oni już przedstawią gotowy projekt architektoniczny ;) I niby nazwą to skromnie tylko taką "wstępną koncepcją projektu inicjatywy", ale wiadomo - już ostrzą zęby, żeby wejść
z łopatą, grabiami i piłą i przenicować cały teren :)

Do projektu przygotowanego przez znajomych architektów krajobrazu TUTAJ kilka pomysłów dorzucił również mój tata, który kształcił się w technikum terenów zieleni. Choć potem poszedł
na ekonomię, do ogrodnictwa pozostał mu sentyment, ogrodnictwem się para i własny ogród
z powodzeniem prowadzi, więc grzechem byłoby nie skorzystać z jego wskazówek.

Z przedstawionych koncepcji najbardziej spodobała się nam aleja prowadząca przez łąkę do lasu
- wygospodarowany pas murawy wbijający się klinem w falujące wysoko trawy i narzucający kierunek spaceru wprost na wąwóz.


Podobnie jak zaprzyjaźnieni architekci (znajomi mamy Karola), tata zaplanował klasyczną ławkę
na wprost ganku, ale sad umieścił nie wokół niej, lecz na prawo od furtki, w pierwszej części
ogrodu - wariant do rozważenia.

Wygospodarował też klomb z ziołami otoczony niskim żywopłotem - w miejscu, które również
i my planowaliśmy przeznaczyć na mini ogródek warzywny z krzakami agrestu, porzeczek, malin.

Całość zapowiada się ciekawie. Trzeba teraz zebrać proponowane pomysły, stworzyć ostateczną koncepcję i przystąpić do jej realizacji. Tylko kiedy my to wszystko zrobimy?!



wtorek, 9 kwietnia 2019

Leśne przyśpiewki

Z reguły wstaję dość wcześnie. A na działce to już w szczególności. Wyobraźcie sobie: lekko przymglone powietrze, rosa, rześki wiaterek i ten koncert...  Z filiżanką kawy w ręku wsłuchuję się najpierw w daleki nieznajomy trel. Jest dość jednostajny. Usypia. Ale nie na długo. Gdzieś znienacka odzywa się kukułka, za plecami dobiega głos rudzika (w ogóle się nas nie boi i często zagląda na taras), aż nagle powietrze przeszywa ostry i krótki jak seria z karabinu stukot Trrrrrrrrrrrrr dzięcioła.
W śpiew leśnych ptaków od czasu do czasu wplątują się dźwięki ze wsi: pierwsze pianie kogutów
czy pohukiwanie synogarlicy. I dopiero nieubłagane ludzkie "Mamo!" przerywa tę błogą chwilę
tylko dla mnie.

Rudzik, fot. Pinterest
Podrzucam krótkie nagranie ptaków o świcie. Nie wszystkie dźwięki, o których wspominam,
się "złapały". Koncert rozpoczyna Trrrrrrrrrrr dzięcioła.



A to już koncert wieczorny. Taka kołysanka na dobranoc.



PS. Skoro jesteśmy już przy zwierzakach, mniejszych i większych - sąsiad ma źrebaka. Poszliśmy
go obejrzeć i Ania była zachwycona. Wciąż nie może odżałować swoich ukochanych kotów
z zeszłego roku, które przez zimę gdzieś się zapodziały, ale na otarcie łez wystarczył mały konik
i zapewnienie sąsiada, że wkrótce sprawi sobie też nowego kociaka.

fot. Karol Strugała

wtorek, 2 kwietnia 2019

Startujemy!

Na taki rześki wiosenny poranek czeka się całą zimę. Na zamglone powietrze, na rosę, która pokrywa tarasowe meble, na ciszę wokoło. Nikt się nie spieszy, radio nie przypomina o korkach i polityce. Człowiek patrzy na świat i czuje, że nic więcej mu nie trzeba.


W miniony czwartek otworzyliśmy sezon działkowy. Pierwszy raz w Podebłociu. Jeszcze to wszystko w drobnym nieładzie, jeszcze niedopracowane, w domu od pustych ścian odbija się echo, ale już jest i można korzystać.

Od pierwszego dnia zabraliśmy się do pracy: Karol przez cały weekend próbował pozbyć się
pryzmy ziemi i wyrównać teren, ja sprzątałam dom, razem z Anią malowałyśmy okiennice
(czy raczej nieestetyczne srebrne śruby na czarnych okuciach). Były obowiązkowe spacery na bagna i do wąwozów, wyprawy do sklepu, trochę sportu oraz inauguracyjny obiad z rodzicami.






I te wieczory: najpierw rozpalone przez zachodzące słońce, potem wypełnione milionem gwiazd.
I znów trzeba to powiedzieć: na takie noce w blasku świec czeka się całą zimę. A w tym roku jeszcze bardziej doceniam to, że się ich doczekałam.