x

x

środa, 28 marca 2018

Żurawie

To był wczesnowiosenny wieczór. Dość chłodny, mżysty. Nisko nad łąkami unosiła się mgła. I wtedy go dostrzegłam. Wylądował nad rzeką w mlecznej otulinie jak duch, spojrzał w moją stronę, postał chwilę nieruchomo, po czym dostojnie odszedł, niemal rozpływając się w powietrzu. Wtedy widziałam żurawia po raz pierwszy.
W miniony weekend Karol nie miał tyle szczęścia, by owe piękne ptaki zobaczyć z tak bliska.
Za to podsłuchał pewną rozmowę:


Żurawie tokują tylko przez 2-3 tygodnie od momentu zajęcia terytorium. Potem milkną, skupiając się na budowie gniazda i wysiadywaniu jaj. W niektóre sezony już na początku marca mają wszystko przygotowane. Gdyby nie remont, nie byłoby więc tego nagrania, bo sezon zaczynamy zwykle dopiero w kwietniu. Obiecaliśmy sobie jednak, że za rok pojawimy się na działce wcześniej
i znów posłuchamy żurawi. Te monogamiczne ptaki lubią podmokłe lasy, zalewiska i torfowiska
- na pewno więc wrócą na podebłockie bagna.



Ilustracje: pinterest.com

sobota, 24 marca 2018

Działkowa biblioteczka

Co roku staramy się uzupełniać nasz działkowy księgozbiór o nowe pozycje. W tym sezonie
na półkę trafi:

- coś, co przyda się przy malowaniu/odnawianiu starych mebli (lub nowych, którym chcemy dodać śladów patyny). Książka napisana przez Brytyjkę Annie Sloan, która maluje meble już 40 lat.
Autorka stworzyła nawet własną kolekcję farb - Chalk Paint - przeznaczonych do drewna, ścian
i tkanin. Została okrzyknięta jedną z najbardziej wpływowych angielskich designerek. Farby
i akcesoria sygnowane jej marką kupimy m.in. w sklepach: oldnewstyle.com, lonsihouse.pl, madebycolor.pl.

"Paints everything", Annie Sloan
- pozycja dla małych i dużych grzybiarzy. Nasz sąsiad mawiał, że nawet stary wyjadacz powinien upewniać się dwa razy. To właśnie z nim konsultowaliśmy każdą zerwaną kanię. Dziś z racji wieku pojawia się na działkach coraz rzadziej. Musimy więc zaufać własnemu doświadczeniu i mądrym książkom.

"Grzyby", wyd. Nasza Księgarnia
- i znów lektura familijna (że użyję tu określenia z branży filmowej) - bo zarówno dzieci, jak i dorośli znajdą tu informacje, o których z pewnością nie wiedzieli. A że atlas skupia się głównie na ciekawostkach, najmłodszych nie zniechęcą nużące opisy. 57 ilustracji zostało wykonanych tuszem i akwarelą, dzięki czemu przypominają ryciny z dawnych przyrodniczych ksiąg. Zainteresowani mogą kupić do kompletu "Inwentarz zwierząt" i "Inwentarz ptaków".

"Inwentarz drzew", wyd. Zakamarki

sobota, 17 marca 2018

Ptaszarnia

Moda na oldskulowe plakaty i ilustracje trwa. Pierwsze grafiki przedstawiające zioła, kwiaty
i zwierzęta pojawiły się we wnętrzarskich stylizacjach już dwa lata temu, a swoją pozycję utrwaliły wraz z pojawieniem się koloru roku 2017 o wdzięcznej nazwie Greenery.

Szczególnie przyjęły się grafiki botaniczne i nadal chętnie są wykorzystywane w stylizacjach typu urban jungle, gdzie surowa miejska przestrzeń ocieplona zostaje roślinnymi motywami:
a. z nutą egzotyki (palmy, kaktusy),
b. ze szczyptą retro (na tkaninach, ilustracjach i dywanach pojawiają się rośliny doniczkowe stawiane w domach dekady temu, jak monstery, bluszcze, paprocie).

Urok wspomnianych grafik tkwi nie tylko w tym, co przedstawiają (natura to zawsze wdzięczny element w domu) i jak to robią (grafiki są często drukowane na płótnie, z efektem postarzenia lub wręcz "pogniecenia", co wprowadza do wnętrza patynę czasu). Urody dodają im również oryginalne
"ramy" z listewek przywodzące na myśl kolonialne dekoracje.


Do kupienia TUTAJ.








Do kupienia TUTAJ.

Przez moment też myślałam o takiej grafice. Zwłaszcza w kontekście tapety, o której pisałam TUTAJ.
Ale po pierwsze: co za dużo, to nie zdrowo. A po drugie: przypadek zadecydował inaczej. Któregoś dnia na dnie starej walizki po dziadku, w której przechowuję rodzinne pamiątki, znalazłam dwie grafiki: z mysikrólikami, zniczkiem i pardwami. Pojawiły się w naszym domu dawno temu
i kompletnie o nich zapomniałam. Szkoda byłoby ich nie wykorzystać. Pozostaje pomyśleć,
jak je oprawić, a jest szansa, że wyjdzie z tego niesztampowa aranżacja.


W sieci znalazłam kilka pomysłów, jak takie grafiki zaaranżować na ścianie. Dla mnie bomba!

Od przybytku głowa wcale nie boli. Ściana nie przyciągnęłaby uwagi, gdyby nie obfitość zebranych
obrazów. fot. Pinterest

Dobra alternatywa dla kolekcji grafik, czyli imitująca je tapeta. Niebanalna okładzina
podpowiada, jak rozwiesić dużą liczbę mniejszych i większych obrazów. fot. Pinterest

Tapeta w kwiaty podsunęła pomysł na passe-partout. Choć wydawałoby się, że wszystko
się ze sobą zleje, wyszło przytulnie i z pomysłem. fot. Pinterest



niedziela, 11 marca 2018

Żyć eko

Ponieważ w domu przestój, a życie (przynajmniej nasze) nie znosi pustki, zajęliśmy się tym, co na zewnątrz. Nie, nie - na ogród jeszcze za wcześnie, ale wykopać szambo - czemu nie. A dokładnie przydomową oczyszczalnię. Mylnie czasem nazywaną szambem ekologicznym.



Fot. mgprojekt.com.pl

Szambo ekologiczne to nic innego jak proste, zwykłe szambo, z tym że szczelne (rzecz nie taka oczywista - niestety, zbyt często w Polsce zdarzają się szamba nieszczelne). Minus szamba ekologicznego polega na tym, że raz na trzy/cztery tygodnie (w zależności od tego, jak często jesteśmy na działce) trzeba je opróżnić. Co raz: może być kłopotem ekonomicznym. Dwa: logistycznym (wbrew pozorom na wsiach szambiarki nie są wcale - sic! - tak łatwo dostępne,
co tylko potwierdza fakt, że większość istniejących tam szamb to szamba quasi ekologiczne).

Przydomowa oczyszczalnia ma zdecydowanie więcej plusów. Przede wszystkim jest ekologiczna 
- zanieczyszczenia znajdujące się w ściekach poddawane są naturalnym procesom biologicznym
i rozkładają się do prostych związków mineralnych nieszkodliwych dla środowiska. Po drugie bezpieczna - oczyszczone ścieki mogą być bez obaw rozsączane do gruntu lub rowu melioracyjnego
i nie stanowią zagrożenia dla indywidualnych ujęć wody. Wreszcie jest po prostu wygodna i tania
w eksploatacji - koniec z systematycznym wywożeniem ścieków i związanymi z tym wydatkami!

Oczyszczalnia składa się z dwóch części:
- osadnika gnilnego, w którym zachodzi oczyszczanie beztlenowe (ścieki ulegają fermentacji, następnie rozkładają się na proste związki rozpuszczalne w wodzie i nierozpuszczalne sole mineralne i po przejściu przez specjalny filtr stają się tzw. szarą wodą)
- drenaża rozsączającego (klarowne ścieki, które się tu dostają, przechodzą oczyszczanie tlenowe,
po czym bezpieczne dla środowiska przenikają do wód gruntowych, nie zanieczyszczając ich).

Przydomowa oczyszczalnia nie zużywa prądu. Wystarczy, że raz na dwa laty wyczyścimy filtr,
a raz na dwa tygodnie uzupełnimy bakterie, to znaczy wrzucimy do muszli klozetowej specjalną tabletkę i spuścimy wodę. Być może jako jednorazowy wydatek oczyszczalnia daje po kieszeni
(od 4,5 do 7 tysięcy), ale potem nie sprawia już żadnych problemów, a jak zapewniają producenci
- koszt zwraca się średnio po 3 latach.

Więc do dzieła! Pierwszy krok w stronę ekologii zrobiony. Cdn.