x

x

niedziela, 24 marca 2019

Dźwięki lasu

Gdy zamykaliśmy sezon i poszliśmy na ostatni spacer na bagna, od strony wąwozu dolatywał dziwny złowieszczy dźwięk jakby śmiech, jazgot. TUTAJ W ciszy i pustce październikowego przedpołudnia sprawiał, że po plecach przebiegały ciarki. Wydawało mi się wtedy, że musi to być jakiś duży rzadki ptak. Tymczasem...

Gdy za tydzień będziemy otwierać sezon i pójdziemy na bagna, niepokojący pisk nie będzie już zdawał się złowróżbnym. Tak to jest, że w przyrodzie strach ma wielkie oczy i często ponure
czy przeszywające dźwięki wydają zwierzęta wcale nie tak straszne. Przez zimę Karolowi udało się zidentyfikować właściciela dziwnego pisku i okazało się, że to... dzięcioł zielony TUTAJ.

dzięcioł zielony, birdwathcing.pl

Podobny do niego krzyk wydaje też dzięcioł czarny TUTAJ.

dzięcioł czarny, birdwatching.pl
Z chęcią znów je usłyszę na bagnach. Może tak jak nas żegnały na jesieni, tak teraz powitają.

środa, 20 marca 2019

Być pionierem



Rozpoczęcie sezonu to dla działkowicza sprawa honorowa. Czy będzie z przytupem, w promieniach wiosennego słońca, czy raczej w marznącej mżawce? Czy na czas zdąży się z ogrodowymi sprawunkami? I co powiedzą sąsiedzi na jego nowy zakup (kosiarkę/piłę/wiertarkę/leżaki)?
Ale przede wszystkim: czy pojawi się na działkach pierwszy, czy nikt go nie uprzedzi i nie odbierze lauru pioniera? Tym wszystkim działkowicz martwi się już od lutego. Sprawa wcale nie jest błahą.

Dwa tygodnie temu Karol spotyka na Muranowie naszą działkową sąsiadkę. Od słowa do słowa przechodzą na tematy wiejskie, ogrodowe, budowlane. I nagle Karol nie wytrzymuje:
- A my już niedługo zaczynamy sezon. Otwarcie planujemy na 29 marca! - puchnie z dumy.
- Tak późno? - odpowiada bez pardonu sąsiadka, a pod Karolem uginają się nogi. - Ja zaczynam
w połowie marca!
Reszta rozmowy jakoś się nie klei. Karol wraca do domu zdruzgotany i już na progu oznajmia:
- Ty wiesz co, nasza sąsiadka otwiera sezon przed nami. A ja myślałem, że będziemy pierwsi!
- i nie wiadomo, czy więcej w jego głosie jest oburzenia czy rzewnej pretensji.

PS. Co prawda nie udało się przyspieszyć wyjazdu o tydzień/dwa, ale o jeden dzień - owszem.
Nie czekając na resztę towarzystwa, Karol wyjeżdża o świcie 28 marca. Tłumaczy to tym, że cały samochód będzie miał zawalony po dach walizkami, torbami, sprzętem i że po prostu dla nas
nie znajdzie się już miejsce. Ale my z Anią wiemy swoje. I nie damy mu pobyć długo w samotności
- dojedziemy pociągiem tego samego dnia wieczorem!


wtorek, 12 marca 2019

Przodek stolarza i inne historie

Po długich miesiącach przestoju możemy pochwalić się drzwiami do obory oraz okiennicami
w domu. Stolarz kazał nam długo czekać na rezultat, ale efekt w pełni nas ucieszył. Ale czy można było wątpić w powodzenie przedsięwzięcia, skoro odziedziczył swój talent po świetnym przodku?




Historia okolicy wciąż zaskakuje nas swoimi tajemnicami. Otóż okazuje się, że pradziadkiem naszego stolarza był niejaki Ksawery Dionizy Makowski, uznany architekt, który w drugiej połowie XIX w. zaprojektował większość dworów w powiecie garwolińskim.

Najświetniejszym dziełem Ksawerego Dionizego Makowskiego była przebudowa pałacu Zamoyskich w Podzamczu. Architekt stworzył również grobowiec tego rodu położony na tyłach kościoła Wniebowzięcia NMP w Maciejowicach.

fot. Karol Strugała

fot. kijankowo.blogspot.com

Co ciekawe, Podzamcze z przełomu XIX i XX w. było chlubą polskiego ogrodnictwa. Od 1812 roku działała w majątku "szkoła parobcza", ucząca chłopskich synów, jak wykorzystywać na roli nowoczesne maszyny rolnicze (które swoją drogą były produkowane w tymże majątku).
Poza tym istniała tu szkółka drzew, największa w całym Cesarstwie Rosyjskim. Do jej rozkwitu przyczynił się administrator Feliks Różyński - wyselekcjonował tu podobno 60 nowych odmian roślin. Do dziś zachowały się dokumenty, cenniki i katalogi wystaw (pierwszy z 1815 roku), z których wynika, że w czasie funkcjonowania szkółki sprzedano ogółem ponad 230 milionów roślin.

Jednak Podzamcze to nie jedyne dzieło pradziadka naszego stolarza. Ksawery Dionizy Makowski zbudował również dwór w niedalekiej Nowej Krępie. Budynek pomyślany był jak dworek myśliwski
dla Andrzeja Zamoyskiego. W 1927 roku jego właścicielem został syn Andrzeja, Franciszek.
A w 1932 roku - i tu zaczyna się najciekawsze! - kupiła go Helena Zofia Abakano, matka rzeźbiarki Magdaleny Abakanowicz.

Parterowy budynek nakryty został dwuspadowym dachem z nietypową szeroką wystawką w fasadzie, która zwieńczona była trójkątnymi szczytami po bokach. Ostrołukowo wycięte okna i drzwi sygnalizują, że budowla miała charakter gotycyzujący. Od frontu znajdował się podjazd z owalnym gazonem pośrodku. Zgodnie z zamysłem architekta budynek miał nawiązywać do nowej amerykańskiej architektury mieszkaniowej o bardzo wysokim standardzie - we wnętrzach dworu zastosowano m.in. amerykański patent w postaci szaf w ścianach. Projekt dworu został nawet opublikowany w warszawskim „Przeglądzie Technicznym” w 1891 r.



Zdjęcia: eksploratorzy.com.pl

To tutaj pierwsze lata życia spędziła Magdalena Abakanowicz. W wywiadach wspominała, że jej dzieciństwo było samotne, że po raz pierwszy zobaczyła tłum dopiero w Warszawie, tuż przed powstaniem, i że ów tłum wywołał w niej lęk. Dotąd całym światem małej Magdaleny były park,
lasy i pola otaczające majątek. "Będąc dzieckiem, wchodziłam do spróchniałego pnia i w nim zamierałam" - opowiadała. "Bez przerwy grzebałam w ziemi (...)". Gdy zamieszkała w stolicy, ciasnota miasta ograniczała ją, dusiła. W małej kawalerce, którą dzieliła z mężem, zaczęła malować ogromne płótna, dające jej oddech, perspektywę, poczucie przestrzeni. Z czasem jednak płaska powierzchnia zaczęła nie wystarczać, sięgnęła więc po rozwiązania trójwymiarowe, zaczęła tkać
i zszywać kawałki tkanin - wkrótce powstały pierwsze "antyrzeźby", wielkie i miękkie "abakany".

"Byłam bardzo mała. Przykucnięta nad bagnistym stawem, obserwowałam kijanki. (...) Przez cienką błonę pokrywającą rozdęte brzuchy widać było wyraźnie plątaninę zwojów kiszek. (...) Wyciągnięte patykiem na brzeg, dotknięte nieostrożnie, nadęte brzuchy pękały. (...) Siedziałam z bijącym sercem, wstrząśnięta tym, co się stało. Zniszczeniem miękkiego życia i bezbrzeżną tajemnicą zawartości miękkiego. (...) Po wielu latach materiałem moim stało się to, co miękkie, o skomplikowanej tkance."

Więc myśl, idea rozwijały się już w Nowej Krępie? Nad stawem, do którego prowadziła parkowa aleja, a dalej grobla?

"1944. Było coraz straszniej. Szedł front. Rewolucja. Jednego dnia ojciec kazał zaprząc konie. Wyjechaliśmy. (...) Oddalając się od domu, okolicy, czułam, jak pustoszeję. Zupełnie tak, jakby
ze mnie wyjęto środek, a wewnętrzną warstwa, nie oparta na niczym, kurcząc się, traciła wyraz."

Być może to z tamtych wojennych wspomnień, gdy ostatni raz widziała rodzinny dom w pełnej krasie, zrodził się pomysł na "abakany" - kształty niepełne, wycinkowe, wydrążone w środku,
bez głów. Być może to z tej pustki i zniszczenia, której dotąd nikt w Nowej Krępie nie wypełnił.

Magdalena Abakanowicz podobno była bliska odzyskania dworu, ale zmarła nim dopełniła formalności. Obecnie dwór ma nowego właściciela, który jednak na razie nie rusza z remontem. Majątek popada w zapomnienie. Ksawery Dionizy Makowski także.