Często
są utrapieniem naszych ogrodów. Niesłusznie, bo okazują się jadalne i tzw.
superfood, czyli zdrowe. Małgorzata Kalemba-Drożdż w książce "Pyszne chwasty" przekonuje, by zamiast
je zwalczać, wykorzystać
w kuchni. Od wieków stosowano je przecież w ziołolecznictwie - podobno
żołnierze Jana III Sobieskiego stacjonujący pod Wiedniem pili napar z liści
bluszczyka kurdybanka dla wzomcnienia sił. Były obecne zarówno
w kulturze celtyckiej, jak i chrześcijańskiej - bukiety
z dziurawca, krwawnika, piołunu czy macierzanki tradycyjnie zanoszono do kościoła,
by poświęcić je w dniu Matki Boskiej Zielnej.
Są
silne, nie trzeba ich nawozić, pielić ani podlewać. W zamian odwięczają się
dużą dawką witamin i związków (takich, jak alkaloidy czy flawonoidy), które
stale powinny być w naszym menu. Słowem, zamiast po suplementy diety powinniśmy sięgać do kuchni regionalnych i potraw, które jadali nasi przodkowie.
Spróbowałam, ale jakoś mnie nie przekonują. Cóż, kiedy od zielska wolę schaboszczaka.
Młode pączki mniszka lekarskiego - zamiennik szparagówki, ale szczerze mówiąc z fasolką się nie umywają. Pączki wystarczy lekko obsmażyć na maślę i polać bułką tartą. |
Pasta z żółtek i liści mniszka. Sparzone liście zielska zmiksowałam z żółtkiem oraz chrzanem, po czym doprawiłam solą i pieprzem. |