x

x

sobota, 30 maja 2020

Sceny z życia kota i... nie tylko

Kotów ci u nas dostatek - to powszechnie wiadomo. Zawsze znajdzie się jakiś przybłęda albo mruczek, któremu na miejskim wiktcie zwyczajnie jest lepiej. Tiger (biało-rudy kot, którego znaliśmy już z poprzedniego roku) pojawił się, jak tylko przyjechaliśmy na działkę. Czarek (biało-czarny)
to nowy kot Kamila, kolegi Ani. Nie znoszą się i nie raz już doszło między nimi do bójek.










Ale żeby gęś! Tego jeszcze u nas nie było! Wczoraj wieczorem Kamil przybiega nagle
z pisklakiem w dłoniach. Znalazł je pod naszym płotem, jak skubało sobie trawkę. Cud,
że żaden kot się na niego nie połakomił. Zaczęliśmy zachodzić w głowę, skąd mógł się wziąć.
Żaden z gospodarzy gęsi nie hoduje. Prawdopodobnie musiał więc wypaść z wozu. Teraz chodzi
za dzieciakami jak pies. Karol zbudował pisklakowi profesjonalny kojec ("A miałem wreszcie
usiąść na tarasie i poczytać książkę!") i śmiejemy się, że czas zakładać większą hodowlę.




środa, 13 maja 2020

Pierwsze plony

Ania nie wytrzymała i podejrzała, jak rośnie jej rzodkiewka i koperek. Moim zdaniem prezentują się całkiem całkiem. Oczywiście schrupaliśmy ze smakiem.




piątek, 8 maja 2020

Sadzimy



W ceramicznych doniczkach pelargonie, w metalowej bratki.

Floksy szydlaste.

Od lewej w tle: cynie, lewkonie, mieczyki, malwy. Na pierwszym planie aksamitki.
Z zeszłego roku pięknie zachowały mi się łubin i ostróżki. Do tego dorzuciłam peonie. 

W tle irga pozioma, na pierwszym planie trzmielina.

Jako doniczkę wykorzystaliśmy stary popielnik i pomalowaliśmy go na czarno.

Teraz rośnie w nim komarzyca, która ma ładnie przebarwiające się listki.


W koszyczku wysiałam nasiona naparstnicy na rozsadniku. W plastikowych doniczkach posiałam tymianek i oregano.

poniedziałek, 4 maja 2020

Jak to z gruszą było

Od dawna Karol nosił się z zamiarem, żeby ją wyciąć. Była już stara, pochylona i miała trzy dziury wydrążone przez dzięcioły. Chodził wokół niej i chodził, ale jakby bez przekonania i trochę z żalem, bo i owoce miała smaczne, i w końcu to było jedyne duże drzewo w ogrodzie.

W zeszłym roku przyjaciele sprezentowali nam krzesło-hamak. Gdzie by go powiesić - zachodziłam
w głowę. Pod gruszą rosły jeszcze wtedy chaszcze. Poza tym i tak wcześniej czy później miała iść
pod topór. No nic, hamak będzie musiał poczekać, aż powstanie altana - myślałam ze smutkiem,
bo hamak bardzo mi się podobał.

Aż tu nagle przypomniała sobie o nim Ania. I jak nie zacznie wiercić dziury w brzuchu - powieśmy
i powieśmy. Od słowa do słowa, zapadła decyzja, by jednak gruszę zostawić. Dać jej szansę. Przynajmniej jeszcze na chwilę. I tak Anulczak uratował drzewo.






sobota, 2 maja 2020

Czas natury

Wczoraj natura przeszła samą siebie. O świcie na łące za oborą pojawiła się sarna. Koło 9.00 przykicał zając - podszedł pod samą altanę i nic sobie nie robił z tego, że Karol siedział na tarasie
- jakby nigdy nic, zajadał zieleninę. Gdy wracałam z roweru na niebie kołowały cztery bociany,
a pod nimi na polach dostojnie człapały żurawie. Wreszcie po 17.00 nadeszła burza.
Już od rana zapowiadało się na deszcz, było parno. W końcu nadciągnęły szarawe chmury podbite kobaltem i lunęło. Trwało to raptem 15 minut, ale jeszcze długo po deszczu grzmoty przechodziły jeden w drugi, co słychać wyraźnie na filmiku poniżej. Brzmiało to tak, jakby nieustannie gdzieś nad nami krążył odrzutowiec (skojarzenie nie bez kozery, bo blisko nam do Dęblina). Im dłużej tu jesteśmy, tym częściej uświadamiam sobie, jak małą cząstką większej całości jesteśmy w istocie.