Koncert, co z babim latem odpłynie
Już nie jesienny. I świerszczy w nim brak. Ale wciąż podsycany wiatrem.
Od dwóch dni wieje nieprzytomnie. Wczoraj takie jedno niewielkie dmuchnięcie wpadło
do naszego komina. I było jak za dawnych czasów, kiedy zahulało, zawiało i zaśpiewało
na starą modłę.
Chciałabym wierzyć, że to Bóg objawia się w postaci wiatru i tchnie w dusze ożywczą siłę.
I że nasz dom również napełni zdrową energią. Cóż kiedy wierzenia ludowe zawsze zdawały się
temu przeczyć. Od dawien dawna ludzie kojarzyli wicher z demonami i złem, był on dla nich przyczyną wszelkich chorób: obłędu, podwiania, splątania, zawrotów głowy. Demoniczność wiatru objawiała się głównie w jego wirowym ruchu, wiecznej rotacji.
Wiatr niósł informacje z zaświatów. Na Śląsku wróżono z niego podczas Wigilii. Przed dom wychodziła najstarsza osoba z rodu i z kierunku, w jakim wiał przepowiadała przyszłość - wiatr północny zapowiadał śmierć osoby starej, południowy - w średnim wieku, wschodni - śmierć dziecka. Jakby nie było, łączył się z nieszczęściem, kataklizmem, niedolą.
Mnie jednak już zawsze będzie się kojarzył z wczorajszym wieczorem, gdy siedziałam
przed kominkiem i nasłuchiwałam jego cichego pohukiwania przypominającego pohukiwanie sowy.
fot. de.dawanda.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz