to do siebie, że się spełniają, tylko trochę inaczej niż sobie zaplanowaliśmy. Czasem różnica jest niewielka, czasem tak duża, że nawet nie widzimy, iż nasz sen właśnie się ziszcza. Moje marzenie
ma na szczęście tylko lekkie niedociągnięcia. Po pierwsze malwy rosną, ale nie pod oknem kuchennym tylko sypialnianym. Po drugie, mają inne kwiaty niż tradycyjnie. Co można uznać jednocześnie za plus i minus, zależy, z której strony patrzeć. No i na razie trudno tu jeszcze używać liczby mnogiej, bo dwie niezbyt wybujałe łodygi szału nie robią. Ale są! Pierwsze koty za płoty,
za rok rabatkę dopracuję i będzie jak na obrazku.
Dopiero jakiś czas temu okazało się, że Karol też miał małą "kwiatową" tęsknotę. Z wakacji,
które spędzał w dzieciństwie u dziadków w Lasku, zapamiętał m.in. rabatę babci Jadwigi
pełną pomarańczowych aksamitek. Gospodarstwo dziadków było prowadzone wzorowo i nie raz wspominał o krzewach porzeczek czy agrestu, o kurach i świeżych jajkach, o piwnicy zastawionej
po brzegi przetworami. Ale aksamitki gdzieś się wśród wspomnień zagubiły i "wyszły" dopiero
teraz, gdy posadziłam je na rabacie w Podebłociu. "O! Takie jak w Celestynowie! Tylko więcej,
więcej ich posadź!" - namawia wciąż Karol. Dzisiaj na poniedziałkowym targu w Maciejowicach dokupiłam jeszcze cztery sadzonki. Reszta za rok!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz