x

x

niedziela, 6 maja 2012

Na letnisku


Na działkach ruch jak w nadmorskim kurorcie: roznegliżowane plażowiczki świecą białymi ciałami nad tamą, dziarscy panowie pomykają na rowerach, spacerowicze krążą po okolicy z pupilami, szefowie kuchni nie rozstają się
z grillami. Się dzieje.

I na to wszystko przychodzi Jędruś. Wyraźnie odnalazł się w nowej sytuacji: pomyka brzegiem rzeki z puszką piwa w ręce i psem u boku. Tak, bo okazuje się, że Jędruś ma psa. I to nie byle jakiego Reksa czy Azorka, ale całkiem przyzwoitego Maksa. Tylko że dotąd trzymał go przywiązanego na łańcuchu,
ale – zdaje relację sąsiadka, która przybiega do nas w ślad za Jędrusiem
– „ubłagałam go, by wreszcie dał mu się trochę wyhasać. I pies odżył,
nareszcie wie, co to las i pola”.

Jędruś puszcza słowa sąsiadki mimo uszu. On wie swoje. – Buda! – krzyczy, gdy rozochocony Maks zaczyna mu się łasić do stóp. Budy w zasięgu wzroku żadnej nie ma, ale pies potulnie kładzie uszy po sobie i w odpowiedniej odległości od pana rozwala się na trawie.

– Mówię panu, co to się porobiło na świecie – zwierza się Karolowi.
– Ja któregoś dnia patrzę, a tam sąsiad ze wsi idzie ze swoim psem na smyczy. Uwierzy pan? – szuka zrozumienia. – Pies to pies, na łańcuchu przy budzie powinien siedzieć – to jego miejsce – wyłuszcza w dwóch słowach własny pogląd na temat ludzko-psich relacji. – To jeszcze nic – włącza się na to tata. – Teraz z psami to się chodzi do dentystów i do fryzjerów. Ba, antybiotyki się daje i leczy na depresję – wymienia miejskie zwyczaje. – Nie może być!
– Jędruś kręci głową z niedowierzaniem i łypie okiem na stół zastawiony piwem.
– Poczęstuje się pan? – pyta tata. – Oj, chętnie panie Marku.

No bo jak tu nie wypić?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz