Taką refleksją podzielił się Karol po półrocznych rowerowych wypadach w okolicę. Kiedy ruszał po raz pierwszy w tym sezonie, miał dwa stare kółka i skąpy plan: kierować się na azymut. Dzisiaj, zaopatrzony w profesjonalny sprzęt, wytycza trasy na mapie, jeździ z komórką (która pokazuje mu, gdzie się obecnie znajduje oraz liczy, ile spalił kalorii), a po wycieczce opisuje swoje dokonania na endomondo.com. I co?
I nic. Zero emocji. To już nie to samo co kiedyś, gdy gubił się wśród leśnych dróg,nie wiedząc, gdzie wyjedzie. Gdy w każdej wycieczce było coś z pasjonującej przygody odkrywcy. I tylko przypadkiem odnaleziona kapliczka, ambona czy stara studnia świadczyła, że gdzieś niedaleko musi być wieś.
Lecz gdzie? Więc znów ruszało się na chybił trafił, często w przeciwnym kierunku niż się chciało,
żeby po pewnym czasie wrócić w to samo miejsce. I nawet jeśli potem okazywało się, że to raptem
pięć minut drogi od działki, przez chwilę było się na końcu świata, przez chwilę kotłowało się
w głowie: "Jak stąd do czorta wyjechać?", przez chwilę ściskało w żołądku, że: "A może jednak się zgubiłem?". Teraz kusi komórka. Karol spogląda na GPS'a i... czar pryska.
|
Początek sezonu na starym Giant'cie. Łacha piasku na Wiśle, na wysokości Paprotni. |
|
Okolice Woli Życkiej. |
|
Jedna z wielu polnych dróg. W tle wieże kościoła w Korytnicy. |
|
Między Jabłonowcem a Kobusami. |
|
Pola pod Korytnicą. |
|
Stawy pod Maciejowicami, okolice Bagien Orońskich. |
|
Okrzejka. |
|
Połowa sierpnia, nowy zakup przy snopku w Stasinie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz