x

x

niedziela, 2 czerwca 2013

Marzenie

Na początku sezonu rutynowo odwiedzamy stare kąty. Wnioski?
Zmarnowany potencjał.

Rok temu z radością kibicowaliśmy sąsiadowi, który wziął się za porządki
nad rzeką. Już widzieliśmy zadbany brzeg porośnięty trawą, wypielęgnowane krzewy, rozstawione leżaki z parasolami i piękną perspektywę na zakole Okrzejki. Nic z tych rzeczy. Z grubsza posprzątana plaża ogrodzona jest kolczastym drutem – żeby nikt nie miał wątpliwości, gdzie przebiega granica.

Tama. Z grobli widok byłby niezgorszy: drewniany kryty most, taki sam
jak w filmie „Co się wydarzyło w Medison County”. Na składanych stołeczkach wędkarze, których usypiałby szum spadającej do zalewu wody.
Tylko po co? Co jest złego w przeżartej rdzą barierce, dziurawym asfalcie
i śluzie domowej roboty?



Stary młyn przy ośrodku. W tym samym stylu co kryty most, z lekko bielonych desek. W środku odrestaurowane zabytkowe koła młyńskie, parter przystosowany na kawiarnię, na trawie przed budynkiem kolorowe stoliki i parasole. Działkowicze plotkują przy kawie. Nie, to tylko marzenie. Nie ma sensu w to inwestować, przecież zaraz samo się rozpadnie. A skoro młyna nie będzie, to komu przeszkadzają te krzaczory dookoła?



Ośrodek wypoczynkowy. Aż prosi się elegancki, równo strzyżony żywopłot
z dzikiej róży, szeroka plaża, urocza kawiarenka z wypiekami własnej roboty
i bielone bungalowy kryte czerwoną dachówką. Może na Zachodzie. U nas teren koniecznie trzeba ogrodzić siatką wspartą o betonowe słupki, a dla turystów wystarczą domki z przegniłej dykty.

Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz