Choć tak naprawdę nie chodzi tu wcale o metody wzmacniania (czy progi na zakolach są skuteczne?; profesjonalnie - matami przeciwerozyjnymi czy naturalnie - faszyną?), ile o samą ideę tego przedsięwzięcia.
Bo jakoś tylko nielicznym spośród naszej działkowej społeczności ten problem spędza sen z powiek. Chcemy przecież, żeby było ładnie, żeby miło się schodziło do rzeki, no i żeby choć optycznie działki wydały się większe. Pozostali od Okrzejki się odwracają, nie chcą/nie potrafią (?) docenić jej uroków, pozwalają zniknąć w gęstwinie trzcin, pokrzyw i zwalonych przez bobry drzew. A przecież Okrzejka
to największy atut tej okolicy. Ludzie zaciągają ciężkie kredyty, by mieć letnisko z widokiem na wodę.
A ci, którzy mają ją na wyciągnięcie ręki, zdają się sprawę ignorować.
Nie rozumiem. I chyba nie chcę zrozumieć.
Akcja "rzeczka" powtarza się zwykle co rok-dwa, w zależności od tego, jak bardzo Okrzejka wylała na wiosnę i jak dużo narobiła szkód. |
Brzeg trzymają w ryzach dębowe pale przetykane faszyną. Na dnie leżą podkłady kolejowe, następnie kolejno kamienie, żwir rzeczny, igliwie i suche liście, znowu żwir i dobra ziemia. |
Na świeżo usypanej ziemi widać pierwsze źdźbła młodej trawy. Pale wbite w dno rzeki dodatkowo wzmacniamy metalowymi obręczami, żeby nie popękały. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz