x

x

niedziela, 13 września 2015

Z poziomu wody


Ostatni raz spływałam Okrzejką... na materacu. Gdy byłam mała. Trasa prowadziła z naszego pomostu do mostu przy Jabłonowcu, przy tym w wielu miejscach trzeba było zsiadać i brodzić po kostki w wodzie. Teraz postanowiłam iść w ślady Taty i Karola, którzy niedawno pływali po rzece kajakiem.
Start: przy tamie. Najpierw w górę Okrzejki, aż do Woli Życkiej, a potem z nurtem rzeki.

Miejscami było szeroko, aż dziw, że to ta sama Okrzejka. Zwykle dość płytko. Ale przeważnie, oprócz kilku rozległych fragmentów na wysokości stawów, bardzo dziko: zwalone pnie drzew, splątane gałęzie, wysokie i gęste trzciny, do tego mnóstwo większego i mniejszego robactwa.

I taka refleksja, która pojawia się też w czasie wylewów, a która teraz, gdy patrzyłam na świat z poziomu wody, uderzyła mnie jeszcze bardziej: zbyt często bagatelizujemy naszą rzeczkę, zapominając, że natura - pod każdą postacią i niezależnie od rozmiarów - potrafi zaskoczyć.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz