x

x

piątek, 2 lutego 2018

Przestój

Kiedy we wrześniu padło hasło, że ruszamy z remontem, miałam pewne wątpliwości co do powodzenia całego przedsięwzięcia o tej porze roku. Przecież zaraz zrobi się zimno - to tak można? Bez uszczerbku dla budowy?
Okazuje się, że jak najbardziej. Nawet późną jesienią i wtedy, gdy temperatura oscyluje wokół zera, można wykonać wiele prac: zaczynając od demolki (to chętnie o każdej porze roku), przez stawianie ścian działowych, po nakładanie tynków i budowę dachu (sztywne poszycie z desek i papy w stu procentach pozwoli przeczekać do wiosny, gdy zdecydujemy się na pokrycie docelowe, np. gont bitumiczny). Nic nie stoi też na przeszkodzie, by zająć się hydrauliką i elektryką.


Ale nawet dobrze zorganizowanej ekipie zdarzają się momenty, gdy chcąc nie chcąc robota staje.
Bo tynki i wylewka muszą przecież kiedyś wyschnąć, a nie uda im się tego dokonać, gdy na dworze plucha. Można co prawda dom dogrzewać, ale bez odpowiedniej temperatury na zewnątrz sukces będzie połowiczny. Nawet przy najnowocześnieszych technologiach XXI wieku pewne rzeczy muszą po prostu trwać. I nic tego nie przyspieszy.


Więc czekamy. Ale gdy człowiek czeka zbyt długo, to się niecierpliwi: coraz wyraźniej rysuje się efekt końcowy, już by się chciało zamawiać kuchnię, kupować pierwsze meble, a tu mówią, że "dopiero
na wiosnę" i dodają: "jak dobrze pójdzie". Więc po miesiącach wytężonych poszukiwań, trudnych zagwozdek budowlanych, które trzeba było rozwiązać i niełatwych decyzji, które trzeba było podjąć, człowieka ogarnia pustka, a potem wyrzuty sumienia, że nic nie robi, by prace szły naprzód
(choć przecież w żaden sposób nie może tego uczynić).

I zaczyna się wspominanie. Już kilka razy złapałam się na tym, że próbuję przywołać w pamięci tamte chwile: gdy Karol po raz pierwszy zawiózł nas do Podebłocia; gdy wracając z Zamczyska
po raz pierwszy z daleka zobaczyłam przysadzisty ceglasty dom i, nie wypowiadając do końca myśli, poczułam, że to mogłoby być to; gdy wreszcie odważyliśmy się pomyśleć o nim głośno
i przedsięwziąć kroki do jego zdobycia.

Początkowo to się wydawał  "okropny pomysł"(że zacytuję bohaterkę filmu "Pod słońcem Toskanii", który notabene obejrzałam niedawno po raz setny). Okropny - w sensie niemożliwy do zrealizowania. Dom wcale nie był na sprzedaż, a po wcześniejszych niepowodzeniach do każdej nowo znalezionej działki podchodziliśmy z dużym dystansem. Ale jak widać "okropne pomysły czasem są najlepsze"
i oto jesteśmy.

Tylko kiedy znowu ruszą prace???




Źródło fot.: pixaby.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz