Sezon urlopowy sprzyja refleksjom na temat tego, co by się chciało zmienić w swoim życiu i... na działce.
Sąsiad zadumał się pod płotem: - Tak, dobrze się gdzieś ruszyć, żeby po powrocie stwierdzić, że tutaj jest najlepiej.
A my? Miejmy odwagę się przyznać: zdrajcy! Pojechali na Mazury, napatrzyli się na wypasione siedliska
i w głowach się poprzewracało. Wróciliśmy z wakacji i zaczęliśmy wybrzydzać. Że więcej słońca by się przydało. Że ciasno. Że pod kuchennym oknem nie kwitną malwy. Że okiennice ładniejsze byłyby zielone. A w ogóle to nie ma werandy i jakiś ten domek mizerny. Eh, wziąłby tak człowiek i coś pobudował
od nowa. O, w Kruszynie jest piękna ziemia, leży odłogiem, pod lasem, sad można by założyć.
W Podebłociu też ładny zakątek, chata mazowiecka na pewno by się zmieściła. W Strychu działka
ze starym kasztanem - oczami wyobraźni już widzimy dębową ławę i moskitierę romantycznie przewieszoną przez gałęzie.
Tylko... Tylko jakby czegoś brakuje... Jakby za cicho. Za monotonnie w krajobrazie. Nie ma wierzb podgryzanych co sezon przez bobry. Nie ma irysów ani kaczeńców. Nie słychać szmeru wody między drzewami. Cóż, po prostu nie ma rzeki.
Zadumaliśmy się z sąsiadem: - Tak, dobrze się gdzieś ruszyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz