x

x

wtorek, 19 stycznia 2016

Rodzinna narada


Tradycyjnie, ledwo przebrzmią sylwestrowe fanfary, zaczyna nam się cnić za działką.
Zwłaszcza gdy aura zimowa. Szkoda, że nasz dom nie jest całoroczny, że nie można zakutać się w koc przed kominkiem i podglądać przez okno cichych, ośnieżonych pól. Musimy zaczekać na wiosnę.

Dokładnie w Wigilię zaczęliśmy odliczać 100 dni do otwarcia sezonu. Karol, zawsze o kilka kroków przed innymi, grzecznie przeczekał świąteczną gorączkę, przymknął oko na Trzech Króli, po czym, nie czekając ani dnia dłużej, zwołał rodzinną naradę i przedstawił plan działania.

W tym roku hasło przewodnie brzmi: dopieszczanie. Będziemy dopieszczać domek - wymienimy okna. Będziemy dopieszczać wnętrza - kanapowe poduchy dostaną drugie życie. Będziemy dopieszczać ogród - w planach jest nowy podjazd i ścieżka. To z tych grubych rzeczy. Małych działkowych prac nie wymieniam, bo jakieś "to do" znajdzie się zawsze i wszędzie.

No i tak siedzieliśmy na tej naradzie, pozostając pod wrażeniem zwięzłego i merytorycznego referatu Karola, gdy nagle spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem. Tym samym, dobrze znanym od lat śmiechem. Śmiechem ludzi zakręconych, którzy ze swojego zakręcenie świetnie zdają sobie sprawę
i dobrowolnie mu się oddają.

Bo jeszcze sezon się nie zaczął, jeszcze nikt o wiośnie nie myśli, a my już każdy letni weekend mamy zaplanowany, od najwcześniejszych godzin porannych, aż po zmierzch. I mowa tu nie o grillach, kąpielach, kajakowych wyprawach. Przeciwnie, w planach jest ciężka harówka.

Anula przerwała zabawę i popatrzyła na nas jak na wariatów. Na jej twarzy malowało się zdziwienie połączone z troską o nasze zdrowie psychiczne. No bo faktycznie: z czego tu się cieszyć?

fot. Paweł Kadysz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz