x

x

piątek, 20 kwietnia 2018

Nie chcemy być doskonali

Kiedy przeglądam zagraniczne gazety, uderza mnie jedna rzecz: pokazywane w nich wnętrza
są zawsze jakby lekko spatynowane. Zwłaszcza te rustykalne, odzyskane z wiekowych siedlisk.
Tu zdarta farba na kuchennym taborecie, tam miedziana lampa z rdzawymi zaciekami, sfatygowana latami makata, nieco podniszczony kredens, który dawno stracił szyby, więc w jego drzwiczki wstawiono kurniczą siatkę. I nikt nawet nie próbuje tych drobnych mankamentów naprawić.
Bo to tak jakby się chciało wymazać historię, zniszczyć opowieść, którą te wnętrza przechowują.

Podobne wnętrza, ale polskie, są do bólu idealne, dopracowane w najmniejszym szczególe i na tle tamtych wyglądają po prostu sztucznie. No cóż, po dekadach siermiężnego PRL-u, niełatwo jeszcze przychodzi nam akceptowanie tego, co stare, naznaczone czasem. Wolimy rzeczy nowe, błyszczące luksusem, jakby przeniesione wprost z kolorowych magazynów.

A jednak stopniowo, pomału również i my zaczynamy odchodzić od perfekcyjnego wizerunku siebie
i własnego domu. Uświadamiamy sobie, że nie wszystko musi być doskonałe. Coraz częściej doceniamy drobne skazy i rysy, bo podkreślają one wyjątkowość otaczających nas przedmiotów.
Zaczynaliśmy od przecieranych i pobielanych mebli w stylu prowansalskim. Potem zakochaliśmy
się w szykownie rustykalnym shabby chic. A teraz sięgamy po wabi sabi.

Nowa filozofia pochodzi z Japonii (wabi znaczy "proste", sabi to piękno wynikające z upływu czasu)
i stawia na autentyczność, podkreślając, że nie wszystko musi być na błysk. Ideałem są oczywiście rzeczy faktycznie stare i odratowane. Częściej znajdziemy jednak przedmioty zrobione współcześnie,
ale: ręcznie, z naturalnych materiałów (drewno z recyklingu, surowy kamień, kłody wyrzucone
przez morze), z widocznymi niedoskonałościami (sękami, spękaniami, nierównościami). Pragnienie personalizacji otoczenia/przedmiotów podchwyciło wielu producentów mebli i dodatków, którzy zostawiają sobie miejsce na drobne niedociągnięcia: nieidealny rysunek drewna, nieprecyzyjne maźnięcia pędzla, niefabryczne wykończenie. Im bardziej widać ślad czasu, ludzkiej ręki i oznaki użytkowania, tym lepiej - to gwarancja tego, że przedmioty są nieprzeciętne i niosą jakąś opowieść.



fot. IKEA

fot. IKEA



fot. dutchhouse.pl

fot. dutchhouse





fot. dutchhouse.pl

fot. dutchhouse.pl


Zupełnie niezależnie od dominującego trendu, my też postanowiliśmy kierować się filozofią wabi sabi. Pierwsze zakupy za nami:

Wieszak do przedpokoju kupiony na westwing.pl.

Jednak przede wszystkim ratujemy przedmioty ze starego domu: drewniany taboret (odmalowany posłuży w kuchni), chomąta (być może w jedno z nich oprawimy lustro), drabinę (stanie w łazience, gdzie będzie pełniła funkcję wieszaka na ręczniki), krucyfiks (hm...). Oprócz czterech ceglanych
ścian budynku, które udało się zachować, to jedyne odpryski historii dawnego gospodarstwa.
Niewiele, jednak lepsze to niż nic. Czy powiedzą nam coś więcej o poprzednich gospodarzach niż informacje zasłyszane z plotek: że ona - gospodarna sołtys, on - wszczynający kłótnie złośliwiec,
przez nikogo we wsi nie lubiany? A może po prostu pomogą przetrwać pamięci o ludziach, którzy tu kiedyś żyli, kochali, pracowali. I podtrzymają w (złudnym?) przekonaniu, że "nie wszystek umrę".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz